Patrzymy na heroizm szefów (Seniorów) trwających na posterunku mimo ulatujących z nich sił życiowych. Patrzymy też na szefów których obecność, poza symbolicznym trwaniem i integrowaniem, nie daje już więcej impulsów do kroczenia naprzód. Przed chwilą dowiedziałem się, że Papież Benedykt XVI z końcem lutego odchodzi na własne życzenie i otwiera drogę do sukcesji na tronie Piotrowym. W kategoriach sprawności organizacji w kontekście sukcesji możemy łatwo znaleźć analogie między monarchiami (Watykan jest monarchią absolutną choć elekcyjną!) a firmami rodzinnymi.
Firma rodzinna jak i monarchia, to nie są tylko dobra ziemskie – ale przede wszystkim idea, która jednoczy społeczności (np. poddanych lub pracowników) i im służy oraz oczekiwania wobec przywódcy. Dawno minęły czasy, kiedy monarcha uważał swoje królestwo za swoją WYŁĄCZNĄ własność. Role się odwróciły – obecnie to bardziej monarchowie służą swoim poddanym niż poddani monarchom. Poddani, tak jak pracownicy, szukają przywódców – gdy ich nie znajdują, to często „głosują nogami” poprzez emigrację lub buntują się żądając zmian politycznych lub w osobie panującego.
Czy w zasady te dotyczą sukcesji w firmach rodzinnych? Oczywiście tak! Jeśli następca nie może podołać oczekiwaniom a żadne jego starania i pomoc doradców nie mogą uzdrowić sytuacji, to nim nastąpi ruina trzeba ustąpić ze sprawowania władzy – albo na rzecz kogoś z rodziny, albo na rzecz wynajętego fachowca spoza rodziny lub sprzedać biznes.
Sukcesja biznesu i monarchii powinna jednoczyć a nie dzielić. Powinna dawać impuls i powstrzymywać rozpad bądź jałowe kręcenie się w kółko, kiedy świat nie stoi w miejscu. Kto to zrozumie, ten abdykację może przeprowadzić jako wyraz siły a nie bezradności.
Podjęcie decyzji o rezygnacji nie jest łatwe. W historii papiestwa, ostatni raz abdykacja miała miejsce 7 wieków temu – choć ówczesna rezygnacja wygląda na wymuszoną w podejrzanych okolicznościach. Uważam, że decyzja o odejściu Benedykta XVI świadczy o jego:
- dużym poczuciu odpowiedzialności,
- właściwej samoocenie własnych możliwości DALSZEGO wkładu w aktywne sprawowanie niezbędnego przywództwa,
- wierze w siłę organizacji, jej misji i struktur,
- zaufaniu w mądrość i umiejętności młodszego pokolenia.
Znalezienie chętnego na tron Świętego Piotra może nie być wcale łatwe. Oczekiwania są wysokie a wyzwania wielkie. Dylematy i obawy potencjalnych następców świetnie oddaje film „Habemus papam – mamy papieża” z Jerzym Stuhrem w jednej z głównych ról. Jest on na swój sposób proroczy, ponieważ pokazuje, że rosnąca samoświadomość następców oraz ochrona własnego ja staje im na przeszkodzie w podjęciu misji. Najbardziej poruszającą dla mnie sceną jest ‘podsłuchanie’ modlitwy kardynałów podczas konklawe – żaden z nich modli się o wybór siebie na tron, ale o oddalenie od siebie tego brzemienia!
Dlatego abdykacja, która ma się przyczynić do skutecznej sukcesji, nie może być spontaniczna pod wpływem impulsu lub pod dużą presją okoliczności. Musi być jasna perspektywa co dalej. Ufam, że ustępujący papież zna swój najdłużej nieprzerwanie działający na świecie biznes oraz ludzi, których dobierał do kolegium kardynalskiego na sukcesorów. Kooptacja powinna być sprawniejszym narzędziem gromadzenia kapitału ludzkiego w sukcesji niż loteria genowa. Choć termin nepotyzm pochodzi właśnie wprost od niecnych praktyk średniowiecznych i renesansowych papieży i kardynałów, to nie wydaje się on mieć więcej wpływu na funkcjonowanie Watykanu.